Ostatnio miałam dość duże rozmyślanie, przez ostatni tydzień,
który uświadomił mi, że trzeba w życiu ryzykować.
W zeszłym tygodniu poszłam z klasą na niejakie "You can sing", które odbyło się w Brzeskim Centrum Kultury.
Będąc tam, całkiem przypadkiem spotkałam mojego przyjaciela Brajana, z którym byłam pokłócona. Kiedy tylko się spostrzegliśmy, zaczęliśmy się się śmiać z siebie, tak naprawdę osoby z zewnątrz powiedzieliby, że wyglądamy na osoby, które nigdy w życiu nie byłyby w stanie siebie zranić albo się pokłócić. Porozmawialiśmy (oczywiście większość naszej rozmowy to był sam śmiech) na temat naszej kłótni i wyjaśniliśmy sobie co nam się nie podoba w naszych cechach oraz zachowaniach. Wybaczyliśmy sobie wszystko, co oczywiście nie było takie łatwe, ale daliśmy radę.
A ja uświadomiłam sobie, on zresztą też, że nie dałabym rady z nim czegokolwiek zakończyć. Za długo się znamy a tym bardziej przyjaźnimy aby to wszystko psuć przez sprzeczki. Mamy za dużo pięknych wspomnień i za dużo dla siebie znaczymy. Powiem Wam, że właśnie tak naprawdę na krańcu ostateczności, tego co dalej, kiedy wszystko się chwieje, uświadamiamy sobie ile dany przyjaciel, dana osoba czy rodzina dla Nas znaczy.
Oprócz tego, w tym samym dniu spotkałam się ze swoją dawną przyjaciółką Patrycją, która poprosiła mnie o spotkanie po ośmiu miesiącach kłótni i nieodzywania się do mnie. Wszystko mi wyjaśniła, ja też parę swoich myśli przelałam w słowa i się pogodziłyśmy, niestety, ale nie jestem w stanie już nazwać ją przyjaciółką, więc zostałyśmy znajomymi.
Do czego to wszystko prowadzi?
Chcę Wam przekazać, że nie warto czasem się kłócić, a jak już jest taka sytuacja, to trzeba dawać sobie jak i drugiej osobie drugą szansę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy My będziemy jej potrzebować.